W ostatnim czasie, na jednym z portali internetowych
poruszających tematykę samorządu terytorialnego, przedstawiono pogląd prof.
Jerzego Stępnia, byłego prezesa TK na temat systemowego funkcjonowania
samorządu terytorialnego w Polsce. Bardzo ciekawe, trafne w mojej ocenie,
całościowe spojrzenie na zagadnienie samorządu. Jego zdaniem, ideą samorządu
lokalnego jest władza grupy, rozumianej jako przedstawicieli wybranych z danej
społeczności i przez nią, a nie władza silnej jednostki. Przedkładając to na
najniższy szczebel samorządu – gminę, dominującą pozycję powinna mieć rada
gminy (miasta), a nie prezydent (burmistrz, wójt). To rada powinna być
inicjatorem zmian i głównym podmiotem w lokalnej polityce oraz działań o
charakterze lokalnym. Taka była myśl i idea twórców polskiego samorządu.
Praktyka kolejnych lat, szczególnie ostatnich kadencji, pokazała w wielu
polskich miastach jednak co innego. W większości miast prezydent posiada swoją
większość radnych, która deklaruje mu pełne poparcie. W ten sposób, szczególnie
gdy taki stan trwa niezmiennie przez kilka kadencji, rada staje się dla
prezydenta niejako kwiatkiem do kożucha. To niedobry stan, niepożądany. Nie
jest temu winna sama ustawa o samorządzie gminnym, która w miarę dobrze ułożyła
systemowo samorząd gminny i relacje rada – prezydent (choć na przykład
nieprzyznanie prezydentowi przez radę absolutorium budżetowego nie skutkuje tak
naprawdę niczym). W większym stopniu o dominacji prezydenta, jako silnej
jednostki, decydują nazwijmy to jego „osobiste zdolności” i umiejętność
wykorzystania słabości rady jako grupy, często, co naturalne różnorodnej w
poglądach, czasem będącej w ostrych sporach. Jednostka ma pod tym względem z
zasady łatwiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz