W ostatni czwartek,
radni Chorzowa przyjęli budżet miasta na rok 2016. 13 radnych poparło przedstawiony projekt. Ja znalazłem się w gronie 4 radnych,
którzy zagłosowali przeciw. Dlaczego? Poruszę kwestię najbardziej zasadniczą.
Czytając publicystykę
zajmującą się na co dzień finansami polskich gmin, jak i wypowiedzi prezydentów
innych miast i radnych, można dostrzec określony kierunek w projektowaniu
przyszłorocznych budżetów. Zdecydowana większość przyjętych budżetów na rok
2016 ma charakter spokojny, zachowawczy. Wynika to z faktu, że perspektywa
finansowa UE z lat 2007-2013 już się zakończyła, a środki z kolejnej
perspektywy z lat 2014-2020, szczególnie ta główna część, jeszcze nie została
uruchomiona, jesteśmy na etapie projektowania zadań czy przygotowywania
konkursów. Stąd też wielu samorządowców w kraju potraktowało budżety swoich
miast na przyszły rok jako chwilowy odpoczynek w wydawaniu pieniędzy, próbę
ograniczenia wydatków, aby nabrać głębszy oddech przed kolejnymi największymi
inwestycjami (lata 2017-2020).
Budżet Chorzowa na rok
2016 jest zupełnie inny. W sferze wydatków jest ekspansywny, wyjątkowo
ofensywny. Nie twierdzę, że taki z zasady jest zły, ale wskazuję, że różni się on
od powszechnie przyjmowanego w grudniu tego roku budżetu polskiej gminy. Obawy
mam co do tego, jak będzie kształtowało się zadłużenie Chorzowa, jeśli w roku
jeszcze nie największych inwestycji, dług miasta bardzo rośnie. Czy przez
dynamiczny wzrost zadłużenia w ostatnich
latach i w roku przyszłym (2010 r. – 75 mln, 2016 r. – 175 mln), nie będziemy
ograniczeni w sięgnięciu od 2017 r. po wszystkie środki UE, które w przyszłości
planujemy podjąć? A co z inwestycjami, które samodzielnie, bez udziału środków
z UE, zamierzamy zrealizować, jak np. stadion Ruchu? Pamiętajmy, że zgodnie z
Wieloletnią Prognozą Finansową, zadłużenie Chorzowa w 2020 r. ma znacznie
przekroczyć 400 mln. Czy „odważny” budżet na teraz, nie będzie nas w latach
następnych zbyt obciążał?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz