wtorek, 26 czerwca 2012

Selekcjoner Waldemar Fornalik? Mieszane uczucia

Władze PZPN poinformowały, że trener Ruchu Chorzów Waldemar Fornalik jest jednym z głównych kandydatów na selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski.

Jako kibice Ruchu mamy zapewne nieco mieszane uczucia. Bardzo cenimy trenera Waldemara Fornalika za pracę w klubie i osiągane z drużyną wyniki.

Z jednej strony, życzymy mu wszelkiej pomyślności w karierze trenerskiej, dalszego rozwoju, wielu sukcesów i awansu, a takim z pewnością byłoby objęcie funkcji selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski. Bylibyśmy dumni, że były piłkarz i trener Ruchu został selekcjonerem, że o jego wyborze zadecydowała praca w naszym klubie.

Z drugiej strony, liczymy na to, że trener Waldemar Fornalik będzie jak najdłużej pracował w Chorzowie. Żal byłoby w takiej chwili, dobrej dla klubu, gdy są wyniki sportowe i dobre perspektywy na przyszłość, kończyć tak owocną współpracę. Nowy sezon ligowy już za niecałe dwa miesiące, a oczekiwania kibiców, po osiągniętym wicemistrzostwie, są bardzo duże. Wierzymy w mistrzostwo. Bez Waldemara Fornalika będzie o wiele trudniej.

Niezależnie, jak zakończy się wybór nowego selekcjonera, czegoś będzie żal.

Ruch powinien grać w Chorzowie

Na najbliższej sesji Rady Miasta, która odbędzie się w czwartek, 28 czerwca, radni pochylą się nad propozycją prezydenta miasta Andrzeja Kotali o przeznaczeniu kwoty 1,3 mln na przeprowadzenie latem niezbędnych prac remontowych na stadionie Ruchu, aby w przyszłym sezonie piłkarskim Ruch mógł grać w Chorzowie, a nie jak planuje się obecnie, w Gliwicach.

Uważam, że omawiana uchwała powinna być podjęta. W przeszłości nie byłem przekonany co do niektórych podobnych projektów uchwał, jak na przykład udzielenie klubowi pożyczki, natomiast obecnie sytuacja jest odmienna. 

Po pierwsze, planowany wydatek ma charakter inwestycyjny, wiemy jak pieniądze będą spożytkowane. Po drugie, Ruchowi grozi rozgrywanie meczów u siebie poza Chorzowem i tylko w taki sposób możemy pomóc klubowi, aby najbliższe mecze niebiescy grali na Cichej.

Oczywiście należy mieć świadomość, że ze względu na planowaną w przyszłości generalna modernizację obiektu, tegoroczne prace będą miały charakter doraźny i dla niektórych osób mogą mieć nieco wątpliwy sens. Ale jest to potrzeba chwili, konieczny wydatek, niezbędny koszt, który pozwoli Ruchowi grać w Chorzowie. Dla radnych ważne również będzie to, jaka w wyniki tego wydatku będzie propozycja przesunięcia środków w budżecie. Wiadomo, coś kosztem czegoś.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Moda na budżet obywatelski. Czy spełni swoją rolę?

W wywiadzie udzielonym Polska Dziennik Zachodni, prezydent miasta Andrzej Kotala zapowiedział, że od nowego roku planuje wprowadzić w mieście zasadę tzw. budżetu obywatelskiego. Miałby on za zadanie zwiększyć aktywność mieszkańców.

Przy pomocy specjalnie przygotowanych ankiet, mieszkańcy zadecydowaliby, na jakie inwestycje w poszczególnych dzielnicach miasta zostanie przeznaczona łączna kwota 6 mln. z miejskiego budżetu.

W ostatnim czasie można dostrzec pewną modę na wprowadzanie przez samorządowców budżetu obywatelskiego. Kolejne miasta, najpierw Sopot, a za nim Łódź i wiele mniejszych gmin zdecydowało się lub obecnie decyduje się na takie rozwiązanie. Czy budżet obywatelski może przynieść spodziewane efekty? Czy zaktywizuje mieszkańców? Czy zainteresuje lokalną społeczność sprawami miasta i poszczególnych dzielnic? Czy mieszkańcy chętnie skorzystają z prawa decydowania, choć w małej części, o wydatkach inwestycyjnych w swoich dzielnicach? Czy mieszkańcy wierzą, że coś od nich może zależeć, że mają wpływ na otaczającą ich najbliższą rzeczywistość? Ale jednocześnie należy zadać inne pytanie. Czy mogą powstać jakieś niepożądane skutki?

Europejskie doświadczenia pokazują, że budżet obywatelski to dobry pomysł. Od lat z dużym zainteresowaniem społecznym funkcjonuje w niektórych dzielnicach Berlina, Paryża czy Londynu.

Dokonywane analizy wskazują, że budżet obywatelski aktywizuje mieszkańców. To bardzo ważne, szczególnie w młodych demokracjach. W niektórych przypadkach, metoda budżetu obywatelskiego zwiększa nawet efektywność wydatkowania publicznych środków. Równocześnie przeprowadzane badania dowodzą, że teoretyczna sytuacja, w której grupa mieszkańców forsuje swój pomysł wbrew interesowi dzielnicy czy całego miasta,  w praktyce nie występuje.

Bezpośrednie współdecydowanie mieszkańców o wydatkach gminy będzie z pewnością dobra lekcją gospodarności. Nawet, jeśli z początku decyzje będą miały charakter bardziej populistyczny, to w kolejnych latach podejmowane decyzje będą coraz to bardziej rozsądne i uzasadnione.

Biorę pod uwagę natomiast jedną kwestię, która w przypadku budżetu obywatelskiego może stać się trwała tendencją. W budżecie obywatelskim będą zawarte inwestycje, czyli zadania z grupy "przyjemne". Ogólny budżet gminy to wydatki i dochody miasta, często konieczne, choć niepopularne, jak choćby wzrost opłat i podatków. Możliwe, że z czasem będzie coraz to większa presja społeczna, aby maksymalnie zwiększać budżet obywatelski, bo jedynie on, w odróżnieniu od tradycyjnego budżetu, robi tylko te "dobre" rzeczy. Taki rozdźwięk, my mieszkańcy z dobrym budżetem obywatelskim i wy samorządowcy z waszym złym budżetem z licznymi obciążeniami wobec mieszkańców, byłby bardzo niepożądany. Ale to jedynie teoretyczne rozważania.

Czy warto wprowadzać w Chorzowie budżet obywatelski? Na pewno tak. Wyniki badań dotyczące efektywności wydatkowania w takim systemie są jednoznaczne. Osobiście jestem za stopniowym wprowadzaniem tego rozwiązania. Zacząłbym od możliwości wyboru ze spraw bardzo lokalnych, jak modernizacji infrastruktury w dzielnicy (zapowiadana kwota 6 mln. na wszystkie dzielnice wydaje się kwotą wystarczającą). Jeżeli idea budżetu obywatelskiego przyjmie się z powodzeniem, dziś trudno przypuszczać, aby było inaczej, to wtedy należy pomyśleć nad poszerzeniem tej formuły. Nie ukrywajmy, w pierwszych latach będzie to wspólna, nas wszystkich mieszkańców, nauka samorządności, opartej na odpowiedzialności i gospodarności.

Podatek katastralny negatywnie nastawi mieszkańców do samorządu

Dużo w ostatnim czasie mówi się o możliwości wprowadzenia podatku katastralnego. Został on niejako zapowiedziany w projekcie dokumentu opracowywanego przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego "Krajowa Polityka Miejska do 2020 roku". Temat tzw. katastru powraca co jakiś czas. Dotychczas kończyło się na pogłoskach. Obecnie przypuszczenia maja mocniejsze podstawy w rzeczywistości.

Już w styczniu na swojej stronie pisałem o skutkach wprowadzenia podatku katastralnego dla przeciętnej polskiej rodziny. Jeśli podatek wejdzie w życie, będzie ogromnym obciążeniem dla obywateli. Obecnie, rodzina posiadająca przykładowo mieszkanie o wartości 120 tys. zł., płaci corocznie podatek od nieruchomości w kwocie 100-150 zł. Po zmianach, przy założeniu, że wartość katastru wyniesie 1% wartości nieruchomości, roczna opłata będzie kształtować się w wysokości aż 1,2 tys. zł. Różnica przemawia sama.

Dziś w paru zdaniach o innych konsekwencjach wprowadzenia podatku katastralnego. Bardziej okiem samorządowca, osoby lubiącej działać wśród ludzi. 

Jeśli podatek katastralny wejdzie w życie, będzie pobierany przez urząd miasta. Zatem w świadomości mieszkańców, to samorządowcy będą ci "źli". To zrozumiały ludzki odruch. Oczywiście w gestii samorządowców nie znajduje się prawo do uchwalania podatku katastralnego, natomiast będą zmuszeni realizować przyjęte prawo ogólnopolskie. Warto też dodać, że w skutek poboru przez miasta podatku katastralnego, obniży się subwencja centralna dla samorządu. Tak, że w ostatecznym rachunku, gmina i tak wyjdzie mniej więcej na zero, stracą mieszkańcy,  a zyskają jedynie ci trzeci. I jak w takiej sytuacji radny ma spojrzeć w oczy sąsiadowi?

Podatek katastralny nie wzmocni finansów samorządów. Samorządowcy oczekują innego wsparcia, jak na przykład większego udziału w podatkach PIT, CIT i VAT, a nie prawa poboru nowego podatku znacznie obciążającego mieszkańców. To nie jest droga do wzmacniania wspólnot samorządowych i ich jedności. My, radni, stale funkcjonuje wśród mieszkańców. dla nas kataster jest nie do zaakceptowania. Mimo przedstawianych ocen o poprawie dzięki temu kondycji budżetów gmin. Bo i ona, jak pisałem wyżej, jest wątpliwa. Oczekujemy poprawy stanu finansów miast, lecz nie kosztem naszych mieszkańców.

niedziela, 24 czerwca 2012

Stadion Ruchu: spółka to dobry pomysł

W jednej z wypowiedzi udzielonej portalowi internetowemu kibiców Ruchu Chorzów Niebiescy.pl, prezydent miasta Andrzej Kotala zapowiedział, że planuje powołać miejską spółkę, która będzie odpowiadać za przebudowę stadionu Ruchu. Cieszy fakt, że prezydent myśli o tym zadaniu i szuka najlepszej formy, w ramach której inwestycja będzie przeprowadzona. Uważam, że powołanie spółki miejskiej odpowiedzialnej za budowę nowego stadionu to dobry pomysł, najlepszy  wybór z możliwych. Wiele miast zdecydowało się na  taki ruch. Warto skorzystać z doświadczeń innych.

Myśląc o przebudowanie stadionu Ruchu i sposobie, w jaki to zrobić, do wyboru mamy praktycznie dwie możliwości. Albo tą inwestycją zajmie się istniejący już podmiot - MORiS, albo wymienione zadanie zostanie powierzone nowej spółce miejskiej. Moim zdaniem drugie rozwiązanie jest dla miasta korzystniejsze.

Do tej pory gmina Chorzów sama realizowała miejskie inwestycje, często przy udziale miejskich instytucji, jak m.in. MORiS. Powierzenie budowy nowego stadionu spółce da możliwości pozyskania dodatkowych, pozabudżetowych, środków finansowych. Środki te nie będą zaliczały się do miejskiej kasy. Dzięki temu, dług jaki będziemy musieli zaciągnąć na sfinansowanie inwestycji nie będzie wliczony do kwoty zadłużenia miasta. A to bardzo ważne, gdyż dług gminy nie może przekroczyć określonej sumy, choć w przypadku naszego miasta sytuacja jest spokojna, do tej wielkości daleko ( maks. 60% długu w  relacji do dochodów, Chorzów - ok. 20%). W powołanej spółce 100% udziałów miałoby miasto.

Przekazanie kontroli nad gruntowną przebudową stadionu oddzielnej spółce powinno miastu przynieść także oszczędności. Miasto Chorzów nie może odliczać sobie podatku VAT. Oddzielna spółka ma takie możliwości. Dzięki temu, podatek, jaki spółka modernizująca stadion zapłaci, po rozliczeniu wróci do miejskiej kasy. Miasto nie straci ich. Przy orientacyjnych kosztach przebudowy stadionu w kwocie ok 70 mln., zwrot VAT można szacować na ok. 15 mln. Tyle oszczędności przyniesie spółka.

Wydaje się, że również banki nie powinny dostrzegać różnicy w udzieleniu kredytu spółce miejskiej, a nie bezpośrednio miastu.

Ostateczna decyzja o powołaniu spółki leży w gestii radnych, którzy  będą musieli zaakceptować projekt, jeśli taki powstanie i zostanie przedstawiony przez prezydenta.

W swoich rozważaniach specjalnie pominąłem jeszcze jedną z możliwości, czyli partnerstwo publiczno - prywatne. Mimo swoich zalet, widocznych szczególnie w przypadku inwestycji w krajach zachodnich, postawienie na te formę w naszym przypadku byłoby dużym ryzykiem. W Polsce PPP nie jest jeszcze dostatecznie rozwinięte, brakuje zwłaszcza specjalnych instytucji rządowo - prywatnych, które potrafiłyby dostosować PPP do konkretnych, specyficznych warunków lokalnych inwestycji. Dlatego przebudowa stadionu w oparciu o PPP byłaby obciążona sporym ryzykiem. Dodatkowo nie można zapomnieć o corocznych opłatach z tytułu korzystania z nowo wybudowanego stadionu, będącego własnością prywatna. Widocznym plusem jest na pewno brak konieczności posiadania środków finansowych po stronie miasta w trakcie realizowania inwestycji.

Zatem najlepszym rozwiązaniem wydaje się modernizacja stadionu Ruchu własnymi miejskimi siłami. Te siły są. Istotne, aby bardzo dobrze je ulokować, co pozwoli wykorzystać je możliwie najskuteczniej.

sobota, 23 czerwca 2012

Odwrócony porządek rzeczy. WPF a budżet

Nowelizacja ustawy o finansach publicznych, wprowadzająca obowiązek uchwalania przez władze samorządowe wieloletnich prognoz finansowych i regulująca wzajemne relacje między prognozą a budżetem gminy, odwróciła niejako naturalny i zgodny z logiką porządek rzeczy. Z wymogu ustawy, gminy stosują się do jej przepisów i dostosowują wieloletnie prognozy finansowe do swoich budżetów. Logicznie rozumując, powinno być inaczej.

Po to uchwała się wieloletnią prognozę finansową, aby wyznaczyła ona w długim horyzoncie czasowym kierunek działań władz gminy. Powinna ona określić główne cele rozwoju miasta, tempo i koszt ich wprowadzenia. Szczególnie ważne są w tym przypadku zadania realizowane w okresie przynajmniej kilku lat. Jeśli w prognozie ujęte jest określone zadanie na lata 2012-2014, to jednoznacznie wynika z tego, że w budżetach tych trzech wymienionych lat powinny znaleźć się środki finansowe, które zapewnią wykonanie wskazanego w prognozie zadania. To logiczne i zrozumiałe.

Zapisana w ustawie rzeczywistość budżetowa polskich gmin jest inna. Budżet miasta jest najważniejszym dokumentem gminy, uchwalanym co roku, określającym w swoim planie roczne dochody i wydatki gminy. Określone w nim wielkości, zadania, cele pozwalają tworzyć władzom miasta kolejne programy, plany i strategie. Wieloletnia prognoza finansowa dostosowywana jest zatem do budżetu miasta. I tak będzie się działo co roku.

Oczywiście wskazana jest co pewien czas aktualizacja zapisów wieloletniej prognozy finansów miasta. Nie sposób dokładnie przewidzieć ich kondycji za 10-15 lat, przecież wiele zależy, co będzie się działo poza granicami Chorzowa, i już dziś wskazywać zadania, które miałyby być realizowane w dalekiej przyszłości  na podstawie planowanej sytuacji finansowej gminy. Trudno się z tym faktem nie zgodzić. Jednakże wprowadzanie co roku zmian do prognozy, a tego możemy być raczej pewni, i dostosowywanie jej do budżetu na dany rok, pozwala stwierdzić, że prognoza finansowa nie będzie miała w polityce finansowej miasta wielkiego znaczenia, zwłaszcza w jej wymiarze wieloletnim, na co wskazywałaby jej sama nazwa. Liczyć się będą kolejne budżety i ich założenia.

Jaki będzie budżet Chorzowa na 2013 rok? Dziś, pół roku przed jego uchwaleniem, nikt nie mógłby być pewny swoich racji. Jedno jest pewne - nie sama wieloletnia prognoza finansowa naszego miasta o tym zadecyduje.

Elektroniczny system głosowania jest niezbędny, to pomysł zgłaszany od lat

Co pewien czas na sesjach chorzowskiej Rady Miasta pojawia się głos o potrzebie wprowadzenia elektronicznego systemu głosowania. Warto podkreślić, że pomysł ten nie jest nowy. Od przynajmniej kilku lat był zgłaszany byłemu prezydentowi przez ówczesnych opozycyjnych radnych. Dziś, podobnie jak kilka lat temu, popieram wprowadzenie elektronicznego systemu głosowania. Mój głos jest niezależny od tego, jak prezentuje się obecnie polityczny układ sił w Radzie, jaki był kiedyś i jaki będzie w przyszłości. Niestety, niektórzy radni udowadniają, że swoje stanowisko w tej sprawie uzależniają od tego, czy politycznie popierają lub nie prezydenta, a ich punkt widzenia zależy od przysłowiowego punktu siedzenia. Każdy pomysł należy rozpatrywać wyłącznie w kategoriach czy jest dobry dla miasta i mieszkańców, a nie, czy w danym czasie można na nim politycznie zyskać czy stracić. 

Oczekiwane cele wprowadzenia elektronicznego systemu głosowania są dwa, cel mniej i bardziej ważny. Ten pierwszy polega na usprawnieniu prac Rady i uniknięciu pomyłek przy liczeniu głosów i konieczności powtarzania głosowania. z pewnością każdy radny potrafi liczyć do 25, jednak kolejne sesje pokazują, że mimo to zdarzają się pomyłki.

O wiele ważniejszym celem jest upublicznienie informacji, jak w kolejnych głosowaniach głosowali poszczególni radni. Dzięki elektronicznemu systemu głosowania, takie informacje mogłyby być zamieszczane systematycznie po każdej sesji w Biuletynie Informacji Publicznej Urzędu Miasta Chorzów. Każdy mieszkaniec, mający dostęp do internetu, mógłby je poznać. Konieczność upowszechnienia informacji o głosowaniach radnych jest niezaprzeczalna. Umożliwi to poszerzenie świadomości mieszkańców o pracy samorządu i podejmowanych przez niego decyzjach. Pozwoli lepiej poznać poszczególnych radnych. Dziś wiedza ta jest mniejsza, niż mogłaby być po wprowadzonej zmianie. Przedstawiany często w tym kontekście pogląd, iż sesje Rady są otwarte dla mieszkańców i każdy może przyjść na jej posiedzenia, jest niepoważny. Sesje rozpoczynają się o godz. 9 w dniu roboczym, w sali, gdzie razem z miejscami na widowni jest dla gości 20-30 miejsc. Mimo, że ustawowy nakaz jawności prac Rady jest zachowany, jawność prezentowana w taki sposób może być dla mieszkańców nieodczuwalna. Jako przedstawiciele władzy lokalnej szanujmy czas i wygodę mieszkańców i traktujmy ich poważnie. W XXI wieku słusznie mają oni prawo oczekiwać od nas, aby w domowym zaciszu lub w wolnej chwili w pracy mogli poznać dokładny przebieg każdej sesji i informacje, jak głosował każdy z radnych.

Koszt zakupu systemu i jego montażu to kwota kilkudziesięciu tysięcy. W ubiegłym roku omawiany sprzęt zakupiła na przykład Dąbrowa Górnicza za 20 tys. i Sosnowiec za 24,5 tys. Na taki uzasadniony wydatek Chorzów stać.

Powitanie

Serdecznie witam na moim blogu. Chcę, aby był on miejscem mojej refleksji nad bieżącym życiem Chorzowa. Na blogu regularnie będę zamieszczał wpisy komentujące i oceniające sprawy, które dla nas, chorzowian, są ważne. Zachęcam również do komentowania wpisów. Pozdrawiam gorąco, szczególnie wszystkich miłośników blogowania.